Podsumowanie czytelnicze | 2018

Minęło trochę czasu od mojego ostatniego wpisu. 
Nawet nie wiem, kiedy ten czas minął, zaczęło się od miesięcznej przerwy spowodowanej nadmiarem obowiązków, aż tu nagle nie wiadomo kiedy nastał nowy rok. Przez ostatnie 2,5 miesiąca nie przeczytałam nic nowego, nie napisałam żadnego wpisu, nic, nada, null. Było, jak było, stwierdziłam jednak, że koniec tego dobrego, trzeba się trochę zmusić do roboty, a nie ma chyba lepszej okazji na powrót niż nowy rok właśnie. Przydałoby się też podsumować ten nieszczęsny 2018. Bo pomimo małej ilości wpisów oraz jak na moje standardy małej ilości przeczytanych książek to mam coś tam o nich do napisania.

Także do dzieła.

Po pierwsze nie udało mi się spełnić chyba żadnego z czytelniczych postanowień, które ambitnie sobie postawiłam 12 miesięcy temu. Z wielu względów, o których nie ma sensu tutaj pisać, ale jednym z głównych był brak czasu na cokolwiek. Dlatego też w 2019 nie planuję żadnych, poza jednym bardzo ogólnym, ale o nim za moment. 
Czytelnicze postanowienia nie sprawdziły się dla mnie w zeszłym roku i patrząc na ilość rzeczy, zmian i decyzji do podjęcia, które czekają na mnie w 2019, nie widze sensu w ustalaniu sobie jakichkolwiek celów, bo nie uda mi się ich pewnie spełnić. Jedyną rzeczą, którą się będę kierować w tym roku to powrót do regularnego blogowania i czytania. Nie zakładam już ilości książek, które chce przeczytać, jakiegoś poszerzania horyzontów itp. Nic z tych rzeczy. Jedyne, na czym mi zależy to znalezienie tych kilku godzin w tygodniu na czytanie i pisanie, bo brakowało mi tego bardzo.

O, żeby nie było tak pesymistycznie, w ciągu kilku ostatnich dni roku w końcu zabrałam się za powolne wprowadzenie zmian w wyglądzie bloga, żeby w końcu zaczął wyglądać w miarę przyzwoicie ;)

Przechodząc do samych powieści.

W 2018 udało mi się przeczytać coś ponad 50 książek. I choć trafiło się kilka świetnych książek/serii to większość z nich była średnia. Takie czytadła niewyróżniające się niczym od setek podobnych pozycji. O niektórych z nich poprzestałam pamiętać kilka godzin po skończeniu ostatniej strony, większość uciekała mi z głowy po kilku dniach.

Top 5:

5. Romanse Mariany Zapaty (jeśli tak odmienia się jej nazwisko, pojęcia nie mam)

Po książki tej autorki sięgnęłam tuż po emocjonalnym kryzysie spowodowanym pierwszą pozycją na poniższej liście, kiedy nie byłam w stanie zmusić się do przeczytania czegokolwiek ambitniejszego. I był to strzał w dziesiątkę, albowiem udało mi się odkryć jedną z lepszych, jeśli nie najlepszą autorkę współczesnych romansów. I to nie byle jakichś romansów, ale tych z gatunku „slow burn” (pojęcia nie mam, jak ten podgatunek jest po polsku). Są to książki, które opierają się głównie na emocjonalnym aspekcie związku, o powolnym, baaardzo powolnym zakochiwaniu się, tak że przez większość książki ma się ochotę zakrzyknąć, „kiss already” ;) Jasne, pojawia się tutaj większość schematów znanych z romansów, i trzeba ten gatunek lubić, żeby cieszyć się lekturą, ale styl autorki oraz to, w jaki sposób prowadzi ona fabułę i rozwój związków, jest wyjątkowo dobry. Same postacie są bardzo dobrze skonstruowane, każda z nich ma swoją wyjątkową osobowość, zainteresowania, a co najważniejsze, relacje między nimi są ciekawe. Nie mówiąc już o chemii między dwójką głównych bohaterów. 
Najlepiej z całego grona wypadły: „Kulti”, „From Lukov with Love”, „The Wall of Winnipeg and Me” oraz „Dear Aaron”. Każdą z nich serdecznie polecam i wiem, że będę do nich nieraz wracać, aby poprawić sobie humor (co w sumie mi się już kilka razy zdarzyło ;).

4. Seria o Kate Daniels | Ilona Andrews

Pierwszy tom był taki jak większość książek, które w 2018 przeczytałam – dość nijaki. Jednak z jakiegoś powodu, może to było przeczucie, postanowiłam czytać dalej. I jestem z tego powodu bardzo zadowolona, bo każda kolejna część okazywała się lepsza i lepsza, tak że nie mogłam się od nich oderwać. Chciałabym bardzo poświęcić pierwszym 6 tomom osobny wpis, dlatego nie będę się tutaj rozpisywać. Tak w skrócie, kilka wybranych powodów, dla których pokochałam tę serię:
- są to jak dla mnie idealne powieści, które zapełniają mi na razie pustkę po seriach o Dresdenie Jima Butchera i o Mercedes Thompson Patricii Briggs.
- Kate Daniels, czyli bardzo dobra główna badass bohaterka, która oczywiście ma jakieś Mroczne Tajemnice i Jakieś Super Specjalne Moce, ale nie staje się przez nie Mary Sue (przynajmniej przez pierwsze 6 części)
- różnorodne i ciekawe postacie poboczne;
- romans rozgrywający się w tle, co do którego na początku byłam bardzo sceptyczna, ale który rozwiną się, ku mojemu zaskoczeniu, w fajną, zdrową (jak na standardy bohaterów) relację.
Seria ma oczywiście swoje wady, ale później przestały mieć one dla mnie jakiekolwiek znaczenie, tak bardzo przywiązałam się do postaci i tego, co się z nimi działo :D

3. Czaszkowiercy | Brian Staveley

Moja miłość do książek Briana Staveleya jest wielka i bezgraniczna i chyba szybko nie
przestanę się nimi zachwycać. Kolejna powieść osadzona w świecie Kronik Nieciosanego Tronu, która całkowicie mnie pochłonęła, i tylko upewniła w tym, że zabranie się za Miecze Cesarza 2 lata temu to była jedna z najlepszych czytelniczych decyzji ostatnich lat. Chyba wszystkie zachwyty udało mi się ująć tutaj, dlatego, jeśli ktoś jest zainteresowany tym dlaczego ta powieść jest tak dobra, serdecznie zapraszam do lektury.

2. Toń | Marta Kisiel

Osobiście moja ulubiona powieść Marty Kisiel. Która niespodziewanie okazała się bardzo emocjonalna. I na szczęście spodziewanie, bardzo dobrze napisana, zabawna, ze świetnymi postaciami, fabułą i w ogóle wszystkim. Jestem nią nadal zachwycona, tak jak byłam kilka miesięcy temu. Po prostu uwielbiam i koniec.

1. Tamte dni, tamte noce | Andre Aciman

Wow. Po prostu wow. Nie jestem w stanie napisać nic lepszego ani prawdziwszego na temat moich odczuć co do tej powieści niż to, co skleiłam tuż po jej skończeniu. Na pewno jest to największe zaskoczenie tamtego roku, jeśli chodzi o emocjonalny impakt. Dawno, naprawdę dawno żadna książka tak mną nie poruszyła, ani tak na mnie nie wpłynęła. Trafiłam na nią w idealnym czasie. Na pewno będę musiała sobie ją wkrótce przypomnieć. Gdybym jej nie przeczytała, poprzedni rok byłby dla mnie o wiele, wiele uboższy.

Nie chce mi się nawet wspominać o najgorszych książkach w 2018. No może poza Zniewolonym Księciem. Nigdy nie zapomnę tej katastrofy ;) I na tym optymistycznym akcencie zakończę moje podsumowanie ubiegłego roku.

A więc Szczęśliwego Nowego Roku i mam nadzieję, do zobaczenia w jakimś następnym wpisie ;)

Komentarze

Popularne posty