Toń | Marta Kisiel
»Toń« to opowieść o tym, jak łatwo zniszczyć relacje międzyludzkie i jak trudno je odbudować, i najmocniejszych więziach, które rodzą się nie z podobieństw, lecz z różnic. Oraz o tym, że czasami trzeba odbyć podróż w czasie, aby się przekonać, kto przedkłada złoto i dzieła sztuki nad przyjaźń i lojalność.
Kiedy Dżusi Stern decyduje się oddać przysługę ciotce, jeszcze nie wie, że uruchomi lawinę wydarzeń, których nie da się już cofnąć. Trzpiotowata dziewczyna, jej poukładana siostra oraz kąśliwa ciotka nieoczekiwanie wplątują się w morderstwo — a to dopiero początek niebezpieczeństw, jakie na nie czyhają.
Przesiąknięta krwią i chciwością historia Wrocławia i Dolnego Śląska, rodzinne tajemnice i groza nie z tego świata. Bo dobra powieść zaczyna się od morderstwa, a później napięcie tylko rośnie.
(opis wydawcy)
Mój schemat działania jest bardzo prosty: dowiaduję się o nowej powieści Marty Kisiel → widzę przepiękną okładkę, która pięknem przebija wszystkie dotychczasowe (które też są niczego sobie) → z utęsknieniem wyczekuję daty premiery → a jak już dostanę książkę w swoje ręce czytam ją jak najszybciej mogę → i po skończonej lekturze płaczę, bo nie wiadomo kiedy kolejna powieść autorki się ukarze.
Tak mniej więcej wyglądała moja przygoda z powieścią „Toń” wyżej wspomnianej ałtorki.
Minęły już prawie trzy tygodnie, od kiedy przeczytałam tę pozycję i choć trochę żałuję, że nie napisałam o niej czegoś od razu, to z drugiej strony te wszystkie emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury, zdążyły opaść (no, powiedzmy, bo nadal jak sobie pomyślę o jednym wątku, to mnie one dopadają), i mogę teraz z dystansem podejść do tego wszystkiego.
Minęły już prawie trzy tygodnie, od kiedy przeczytałam tę pozycję i choć trochę żałuję, że nie napisałam o niej czegoś od razu, to z drugiej strony te wszystkie emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury, zdążyły opaść (no, powiedzmy, bo nadal jak sobie pomyślę o jednym wątku, to mnie one dopadają), i mogę teraz z dystansem podejść do tego wszystkiego.
I na szczęście mój entuzjazm nie zmniejszył się ani trochę. Bo choć teraz widzę, że nie wszystko wyszło idealnie, to jednak te mocne strony są na tyle dobre, że przesłaniają wszystko inne. I jak dla mnie to wystarczy, żeby się czymś bez przeszkód zachwycać. A będę się tą powieścią zachwycać i to jak, bo idealnie trafiła w mój gust i tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że Marta Kisiel to zdecydowanie moja ulubiona polska autorka.
Miałam nadzieję, że „Toń” będzie bardziej przypominać klimatem „Szaławiłę” niż „Siłę niższą”, bo ta pierwsza mnie zachwyciła, a ta druga zawiodła. I tym razem był to strzał w dziesiątkę. Moim zdaniem jest to Marty Kisiel w najlepszym wydaniu. A składa się na to:
Dobrze poprowadzona, zabawna, lekka i wciągająca narracja.
Grupka dobrze napisanych, wyjątkowych postaci, których integracje między sobą wygrywają wszystko, nieważne czy mowa tu o relacjach rodzinnych, romantycznych czy wszystkich innych.
Dialogi!
Główny wątek fabularny który, mimo że pozornie ma bardzo ograny motyw, to przedstawia go w dość świeży sposób, tak że nie nudzi ani przez moment.
Według mnie największą "wadą" tej pozycji jest to, że potrafiła złamać mi serduszko. A przynajmniej tę jego część, która jest przeznaczona wzruszanie się bohaterami literackimi. Oczywiście w pozytywnym sensie, bo chociaż w głębi duszy miałam nadzieję na chyba zbyt przesłodzony koniec, to ta gorzka nuta bardzo do całości pasuje i nadaje jej mroczniejszy ton.
Miałam wrażenie, że akcja pod koniec trochę za bardzo przyśpieszyła, ale książka ma jakieś 300 stron więc może to dlatego. Dodatkowo postać, która wydawała się jedna z tych głównych, jakoś od drugiej połowy pojawia się coraz rzadziej, a szkoda, bo naprawdę ją polubiłam i miałam nadzieję, że będzie jej więcej.
W czasie lektury wyszło też moje nieogarnięcie. Kilka razy przyszła mi do głowy myśl, że fajnie by było, gdyby okazało się, że „Toń” rozgrywa się w tym samym świecie co „Nomen Omen”. Nawet w momencie, kiedy w powieści pojawiły się postacie z tej drugiej, moją jedyną myślą było: o, widzę, że autorka lubi ten motyw, i dopiero ostatnie strony uświadomiły mi, że chyba powinnam sobie „Nomen Omen” powtórzyć (i mam na to wielką ochotę, bo była to dotychczas moja ulubiona powieść autorki) i zobaczyć ile nawiązań przegapiłam.
Niech moim podsumowaniem „Toń” („Toni”???która wersja jest poprawna?) Marty Kisiel będzie te kilka zdań:
Niech moim podsumowaniem „Toń” („Toni”???która wersja jest poprawna?) Marty Kisiel będzie te kilka zdań:
Mam nadzieje, że będzie kontynuacja. Najlepiej na wczoraj. Jak najszybciej. Bo potrzebuję jej bardzo. Bo pomimo tylko 300 stron przywiązałam się bardzo do bohaterów i chcę wiedzieć o nich więcej. O wiele więcej. Choć nawet jak się okaże, że jest to pojedyncza powieść, to nie będę zawiedziona, bo idealnie się jako taka sprawdza, że świetną zamkniętą historią, dobrze skonstruowanymi bohaterami i przecudowną narracją. Ale sequelem bym nie pogardziła ;)
Niesamowite, jak dobrze udało Ci się oddać moje odczucia po przeczytaniu tej książki! Nie jesteś aby jakimś medium czy inną czarownicą?;)
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam od „Toni” i dopiero teraz jestem w trakcie czytania „Nomen omen” (jeszcze tylko 100 stron do końca) i powiem Ci, że czytając w tę stronę widać, jak z każdą książką warsztat autorki się rozwija i robi coraz lepszy. Bo o ile „Nomen omen” jest zabawną, szybką opowieścią z wcale nie tak prostą fabułą, jak się początkowo wydawało, o tyle „Toń” powala ją na kolana i językiem, i kreacją bohaterów.
No i właśnie, ile teraz trzeba będzie czekać na kolejną Martę Kisiel i dlaczego tak długo?!?;)
No właśnie muszę sobie jak najszybciej "Nomen Omen" powtórzyć, bo coś czuję że jednak "Toń" przebiła ją jakościowo ;)
UsuńZ tego co widziałam na fb autorki coś się już tworzy, oby tylko wyszło jak najszybciej i jak najlepsze :D