Kieszeń pełna żyta | Agatha Christie


Małymi krokami (jak na mój gust za małymi) zbliża się okres jesienno-zimowy. Czyli idealna pora na spędzenie wieczora czy dwóch w towarzystwie kryminałów Agathy Christie. U mnie na pierwszy ogień padło na „Kieszeń pełną żyta” kolejną powieść autorki z panną Marple w roli głównej dalszoplanowej.

Największą zaletą powieści jak to bywa w przypadku pozycji z panną Marple, jest sama panna Marple. Tym razem jej pojawienie się podniosło mi bardzo radość z czytania i jednocześnie zaskoczyło, bo byłam pewna, że jest to książka bez żadnego z dwójki najsłynniejszych detektywów Christie. Nie ma tej postaci może za wiele, ale jak to zwykle bywa, skrada każdą scenę, w której się pojawia. Bo kto nie mógłby się oprzeć słodkiej staruszce, która skrywa w sobie umysł równający się z umysłami innych największych detektywów?
Co do samej fabuły, to nie jest ona najgorsza. Powiedziałabym, że w porównaniu z innymi powieściami autorki to taka lepsza średnia półka. Sama zagadka wciąga od samego początku, całość skupia się na jednej rodzinie, pojawiło się tutaj dużo motywów, które świetnie działają jako zmyłki dla czytelnika próbującego samemu dociec do tego, kto zabił (chociaż jak się już czytało kilka powieści autorki to wiadomo czego szukać ;). Kilka wątków pobocznych zostało też poprowadzonych w innym kierunku, niż się spodziewałam, co bardzo u mnie zapunktowało, bo myślałam, że przejrzałam już sposób budowania podobnych elementów w innych powieściach autorki. Oczywiście również styl i atmosfera, którą stworzyła Christie, są bez zarzutu, ale to rzadko u królowej kryminałów zawodzi, nawet w najgorszych z jej powieści.

Nie wszystko oczywiście wyszło idealnie. Doszukałam się jak zwykle jakiś tam niedociągnięć, ale nic co zepsułoby mi lekturę, i o czym chciałabym się jakoś specjalnie rozpisywać. Jedną z takich rzeczy jest wrażenie, że nie wszystkie wątki zostały poprawnie zakończone. Choć z drugiej strony może właśnie miały być one taką zmyłką dla czytelnika albo miały pozostać niedokończone? 
Mimo że fabuła była wciągająca to sam wątek kryminalny i jego rozwiązanie było takie… okej. Nie należały do najlepszych ani do najbardziej skomplikowanych, ale miały na tyle sensu, że można w nie spokojnie uwierzyć.

„Kiszeń pełna żyta” Agathy Christie, to bardzo przyjemna i wciągająca lektura idealna na pochłonięcie w jeden wieczór. Kto jeszcze nie zna panny Marple a interesują go kryminały, to polecam jak najszybciej to nadrobić (choć na początek zabrałabym się za jakąś inną książkę z amatorską panną detektyw, „4:50 z Paddington” na przykład). Ale „Kieszeń...” też się nada ;)

Komentarze

Popularne posty