Wieża | Daniel O'Malley

Myfanwy Thomas budzi się w parku w Londynie otoczona martwymi ciałami. Niczego nie pamięta, więc jej jedyną nadzieją na przetrwanie jest zaufanie instrukcjom, które zostawiła w kieszeni jej poprzedniczka. Wkrótce dowiaduje się, że jest Wieżą – wysoko postawionym członkiem sekretnej organizacji, która chroni świat przez nadnaturalnymi zagrożeniami. Ale wewnątrz organizacji jest zdrajca, który pragnie jej śmierci.

Walcząc o własne bezpieczeństwo, Myfanwy trafia na osobę z czterema ciałami, apodyktyczną kobietę, która może wejść w jej sny, sekretny ośrodek szkoleniowy, gdzie dzieci przekształca się w zabójczych wojowników i spisek większy, niż mogłaby sobie wyobrazić.

(opis wydawcy)
Na „Wieżę” Daniela O'Malley zwróciłam uwagę już kilka miesięcy temu ze względu na przepiękną okładkę, lecz dopiero dwa tygodnie temu udało mi się po nią sięgnąć. Opis obiecywał mi mieszankę komedii, mrocznego urban fantasy oraz thrillera paranormalnego. Koniec końców okazało się, że lektura nie dostarczyła do końca żadnego z tych elementów i chociaż się trochę nad tą pozycją dzisiaj poznęcam, to nie skreślam jej tak do końca. Lecz na początek to, co się autorowi udało.


Główna bohaterka, Myfanwy Thomas jest całkiem interesującą postacią, zarówno jej wersja sprzed, jak i po stracie pamięci. Pomysł na to, żeby rozdziały przeplatały się pomiędzy tym, co dzieje się, w teraźniejszości a listami i zapiskami Thomas jest dość ciekawy, nawet jeżeli czasami miałam wrażenie, że jest to po prostu sposób na wprowadzenie dużej ilości dość nudnej ekspozycji. Co do samych listów to bardzo podobało mi się, jak nakreślały dawny charakter bohaterki oraz przybliżały historię samej organizacji. Tutaj najlepiej wypadają fragmenty na temat poprzednich członków Checkquy, czasami aż żałowałam, że fabuła nie skupiała się na wydarzeniach i sytuacjach tam opisanych. 

Na plus liczę autorowi ilość bohaterek kobiecych, bo jest ich tutaj całkiem sporo. Nie są może napisane jakoś wyjątkowo dobrze, ale żadna z postaci tak naprawdę nie jest, więc nie odstają one od bohaterów męskich. O, i pomysł na wampiry (a raczej szczątkowe informacje na ten temat) wydaje się ciekawy. I na koniec ta przepiękna okładka. Jedna z ładniejszych, które ostatnio widziałam, do tego już po lekturze wiem, że idealnie oddaje to, co się w fabule dzieje. Z jej powodu nie żałuję, że tę pozycję kupiłam, bo przynajmniej będzie piękne wyglądać na półce.

Czytając „Wieże”, zauważyłam niestety więcej wad niż zalet, ale wydaje mi się ze większość (choć nie wszystkie) z nich wynikają z tego, że jest to debiut autora. Co nie jest oczywiście żadnym usprawiedliwieniem, bo czytałam ostatnio kilka debiutantów fantasy, które stały na o wiele lepszym poziomie. 
Wracając jednak do samej powieści. Już po kilku pierwszych stronach miałam mały zgrzyt, albowiem po tym, jak główna bohaterka budzi się z amnezją, jedną z pierwszych rzeczy, które robi, jest obejrzenie swojego nagiego ciała i dywagowanie nad tym, czy jest ładna, czy nie. I czy jest ogolona, czy nie. Ehhh. Może jestem tutaj zbyt czepliwa, ale jakoś nie wydaje mi się, że taka scena miałaby miejsce, gdyby bohaterem był mężczyzna. Zresztą uroda (czy jej brak) oraz np. biust Myfanwy są tutaj zaskakująco często komentowane i nie wiem, czy było to tak bardzo potrzebne do czegokolwiek, że autor nie mógł się powstrzymać przed wspominaniem o tym.
Miałam na początku napisać, że powieść ma jednak całkiem sporo interesujących pomysłów, gdy jednak zaczęłam nad tym myśleć, to okazało się, że tak naprawdę większość z nich to dobrze znane tropy, które tutaj nie zostały przedstawione w jakiś szczególnie świeży i nowy sposób. Tajna organizacja zajmująca się sprawami nadnaturalnymi? Szkoła dla dzieci posiadających niezwykłe umiejętności? Główna bohaterka z amnezją? To wszystko gdzieś już było i to zrobione o wiele lepiej.
Przejdźmy jednak do tego, czym ta powieść jest. Miało być „mroczne urban fantasy z thrillerem paranormalnym i komedią”. Więc jest to urban fantasy z elementami thrillera paranormalnego co do tego nie ma wątpliwości. Jednak co do reszty tego opisu to bym się kłóciła. Po pierwsze najbardziej subiektywny element, czyli humor. Przez pierwszą połowę książki nawet nie pamiętałam, że to miała być częściowo komedia. Jak już sobie o tym przypomniałam, to szukałam jej w każdym zdaniu, ale nie znalazłam prawie nic, co by mnie rozbawiło. Była jedna nawet komiczna sytuacja pod koniec, ale poza tym nic z tych dowcipów do mnie nie trafiło. Mroku było tutaj też tyle, co kot napłakał. Kilka opisów jakiś wymyślnych tortur, dziwnych zjawisk i eksperymentów, ale chyba nic co naprawdę można by nazwać mrocznym.
Kilka innych niedociągnięć, nad którymi nie chce mi się już rozpisywać:
- w powieści znajduję się kilka wątków zupełnie dla fabuły zbędnych, które spokojnie mogłyby być wprowadzone dopiero w następnych tomach, lub jako mały cliffanger pod koniec pierwszego,
- w pewnym momencie postacie, które są super tajnymi świetnie wyszkolonymi szpiegami itp.itd., zaczynają zachowywać się tak dziecinnie, i niezgodnie z charakterem, że wypadło strasznie nienaturalnie,
- tempo bardzo nierówne, początek i koniec bardzo angażujące, środek niemiłosiernie rozwleczony.


Mimo że „Wieża” Daniela O'Malley mnie nie powaliła ani pod żadnym względem nie zachwyciła, to nie mogę serii całkowicie skreślić. Porównałabym tę pozycję do „Ostrza zdrajcy” De Castella, obie powieści to debiuty, w obu przypadkach autorzy próbują być zabawni co (według mnie) im nie wychodzi, obie powieści mają niewykorzystany potencjał i obie mają ładne okładki. Jednak z tych dwóch pozycji wybrałabym „Wieżę”, bo jednak lepiej mi się ją czytało, bardziej też podobają mi się postacie. Książka ma wiele niedociągnięć, ale żadne z nich nie było załamujących i jednak fabuła w pewnym momencie zrobiła się na tyle interesująca, że jeżeli nie zapomnę o istnieniu tej pozycji, to na pewno sięgnę po następne tomy. Jeżeli z każdą kolejną książką warsztat autora będzie się poprawiał (mam nadzieję, że tak się stanie) to zapowiada się to na w miarę ciekawy i przyjemny cykl.

Komentarze

  1. Nope, książce, w której główna bohaterka zastanawia się nad stanem depilacji tudzież ogolenia własnego ciała, mówię nie. Z założenia, w ramach protestu, bo wkurza mnie to, jak panowie autorzy nie potrafią się powstrzymać przed opisami kobiecych wdzięków, zamiast popracować nad oryginalnością fabuły czy stworzeniem bohaterów z krwi i kości, którzy w "mrocznym" urban fantasy zajęliby się czymś innym niż zastanawianiem nad własną urodą.

    Wiem, napisałaś, że mimo wszystko dobrze Ci się "Wieżę" czytało i nie twierdzę, że mnie by się ją czytało gorzej. Otoczona jednak stosami książek, które naprawdę chcę przeczytać, odczuwałabym wyrzuty sumienia, poświęcając czas czemuś przeciętnemu, choćby nie wiem jak ładną okładkę miało;)

    Z drugiej strony de Castella czytało mi się świetnie, choć też miałam do niego od groma zarzutów... hmmmm ^^;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że kiedy przeczytałam ten fragment o depilacji miałam ochotę rzucić te książkę w cholerę i nigdy do niej nie wracać :/ Więc nie dziwię się ze nie masz ochoty po nią sięgnąć bo szczerze mówiąc to nie warto, gdybym mogła się cofnąć w czasie to raczej bym jej ponownie nie kupiła, chociaż koniec końców nie było taka zła ;)
      A druga część de Castella przede mną aż jestem ciekawa jak to wyszło ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty