TAG lekturowy



Z czytaniem lektur bywało u mnie różnie, bo zanim pokochałam czytanie całym sercem, kilka pierwszych lat szkoły, w których czasie nie byłam zbyt chętna do sięgania po jakiekolwiek książki minęło. W sumie to nawet po odkryciu radości płynącej z pochłaniania kolejnych powieści nigdy zbyt chętna do czytania czegokolwiek z przymusu nie byłam. Ale że już dawno nie musiałam żadnej lektury czytać chętnie sobie o nich tutaj powspominam ;)
TAG stworzyła Wiedźmowa głowologia a nominowała mnie do niego Kirima, za co bardzo dziękuję ;)
Jak zobaczycie poniżej, kilka razy zdarzyło się, że na kilka pytań miałam tą sama odpowiedź, więc będą one trochę monotematyczne, ale nie chciałam na sile wymyślać czegoś bardziej oryginalnego ;)

1. Moja ukochana lektura szkolna to...

„Tajemniczy Ogród”, bo to pierwsza lektura, która przeczytałam samodzielnie i którą pokochałam. Oraz „Mitologia Parandowskiego, bo to „Mitologia Parandowskiego i wydaje mi się, że nie muszę już nic więcej dodawać. Może oprócz tego, że w mojej szczytowej fazie fascynacji tym tematem, bardzo często zdarzało mi się, na co nudniejszych lekcjach, siedzieć i spisywać z pamięci panteon bogów greckich, wszystkich herosów i wszystko, co z tym związane. Cudowne to były czasy ;)
Oprócz tego bardzo tez lubię „Lalkę” i „Ferdydurke” no i oczywiście „Hobbita”, bo jego lekturze w końcu udało mi się przeczytać w całości Władcę Pierścieni a pewnie, gdyby nie szkoła nie sięgnęłabym po niego tak szybko. 
Ooo i jeszcze sobie przypomniałam z odmętów lektur przeze mnie całkowicie zapomnianych, że "Tomka w krainie kangurów" uwielbiałam i pochłonęłam w jakimś zastraszająco szybkim tempie.

2. Najgorsza lektura szkolna, jaką przeczytałem/-am, to...

Mickiewicz wybitnie nie przypadł mi do gustu (ale to jest u mnie rodzinne ;) Przygotowując się do matur, postanowiłam być dzielnym , dojrzałym człowiekiem i przebrnąć przez audiobooka "Pana Tadeusza". Skończyło się to na tym, że niektóre księgi musiałam powtarzać po kilka razy, bo cokolwiek usłyszałam, od razu o tym zapominałam i chociaż lekturę w końcu zmęczyłam, to nadal nic z niej nie pamiętam oprócz tego, że były tam jakieś mrówki. Bo były prawda? ;)

3. (Pierwsza) lektura, której nie przeczytałem/-am, to...

Odkąd zaczęłam czytać (w miarę)regularnie (prawie)wszystkie lektury to moim pierwszym wyjątkiem było ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu „Quo Vadis” Sienkiewicza. Bo była to książka, którą z własnej woli kupiłam kilka lat przed tym, jak musiałam ja przeczytać, bo działa się w starożytności, która mnie wtedy strasznie fascynowała, w tle jakiś tam romans, no brzmiało to, jak coś idealnego dla mnie. 
Ale nie mogłam. No po prostu nie mogłam przez to przebrnąć. 
Przez wiele lat nikomu się do tej mojej osobistej porażki nie przyznałam i udawałam, że no oczywiście, że to przeczytałam, gdy w rzeczywistości miałam za sobą 50 stronicowe streszczenie chyba nawet powtórzone kilka razy, żeby się tylko nie wydało ;)

4. Lektura szkolna, którą przeczytałem/-am więcej niż raz.

Chociaż jest kilka takich lektor, do których z przyjemnością bym wróciła i które uwielbiam to (oprócz „Mitologi” Parandowskiego)jedynymi, które czytałam (a raczej były mi czytane) kilka (a nawet kilkanaście lub kilkadziesiąt) razy są te, które poznałam, zanim nauczyłam się czytać i nie wiedziałam, że moimi lekturami będą. Mowa tu oczywiście o „Dzieciach z Bullerbyn” i „Kubusiu Puchatku”. Pierwsza z nich moja mama czytała mi, odkąd pamiętam do snu, a drugą miałam na kasecie i w takim dziecięcym magnetofonie sama sobie nie wiem, ile razy puszczałam.

5. Lektura szkolna, do której wróciłem/-am po latach...

„Mitologia” Parandowskiego. Zawsze „Mitologia” Parandowskiego.

6. Lektura szkolna, którą przeczytałem/-am zanim dowiedziałem/-am się, że jest lekturą, to...

Oprócz wyżej wymienionych tytułów nie pamiętam czy wiedziałam, że będzie to lektura, czy nie ale czytałam Romeo i Julie na kilka lat, zanim się nią stała.

7. Lektura szkolna, którą udało mi się przeczytać dopiero niedawno, to...

Niestety mogę tutaj wymienić jedynie lektury, których nie udało mi się przeczytać a do których chcę wrócić i dać im jeszcze raz szansę. A są to „Ania z Zielonego Wzgórza” oraz „Zbrodnia i Kara”. Obie powieści już od dawna posiadam, więc zostało mi jedynie otworzyć którąś z nich i zacząć czytać. Co jak się okazuje, nie jest wcale takie proste... ;)

8. Lektura szkolna, która powinna zniknąć z kanonu, to...

Mogłabym tutaj wymieniać i wymieniać, ale wybrałam jedną pozycję, która może nie jest najgorszą z możliwych lektur, które dane mi było przeczytać, ba! pewnie wielu osobom się nawet podobała. I nie mam nawet na myśli Mickiewicza. A mowa tutaj o „W pustyni i puszczy” Sienkiewicza, książce, która o dziwo przeczytałam, ale jedyne co z niej zapamiętałam to nudę, miliony niepotrzebnych i omijanych przeze mnie opisów przyrody oraz naczelnego Gary Stu polskiej lektury, zwanym chyba Stasiem?, ale głowy sobie za to nie dam uciąć. Być może jest to jakieś arcydzieło literatury, wybitna lektura itp. itd. ale dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym, według mnie nie ma nic do zaoferowania i tylko je zniechęci do sięgania po jakiekolwiek inne książki.

9. Książka, która według mnie powinna być lekturą szkolną, to...

Jak wspomniałam gdzieś wcześniej, chociaż zdaję sobie sprawę, że lektury w szkole są potrzebne, niektóre z nich są naprawdę wartościowa, i sama wiele z nich wspominam bardzo dobrze, to jakoś wewnętrznie idea narzucania co ma się czytać, budzi we mnie cichy sprzeciw. Może to wina tego ze w wielu przypadkach jest przyjęta jedyna słuszną interpretację i w ten sposób oddziera książki z części ich magii (jakkolwiek kiczowato by to nie zabrzmiało). Jak pierwszy raz przeczytałam to pytanie, to nasunęło mi się kilka bardzo fajnych pozycji, jednak na samą myśl, że ktoś miałby je dogłębnie analizować i odbierać im w ten sposób ich wyjątkowość jakoś mnie mierzwi. To nawet nie jest tak, że mam z tym jakieś okropne wspomnienia, na każdym etapie uczyły mnie naprawdę fajne polonistki. Jednak dość już tego offtopu, teraz będzie „krótko, zwięźle i na temat” (jak mawiała jedna z nich ;). 
Abstrahując od mojej wielkiej niechęci, według mnie na lekturę szkolną świetnie nadawałby się mój ukochany „Percy Jackson i bogowie olimpijscy” Riordana. Biorąc pod uwagę tylko pierwszą część serii, to jest to książka wciągająca młodego czytelnika, z wielką dawką humoru, świetnymi postaciami, i co chyba najważniejsze, interesującą fabułą, która w bardzo zmyślny i płynny sposób miesza się z mitologią grecką. I chociaż nigdy bym nie wyrzuciła „Mitologi” Parandowskiego z kanonu lektur, to byłaby to świetna powieść uzupełniająca temat, która być może więcej dzieci zachęciłaby do czytania.

10. Lektura dowolna to ostatnia lektura przerabiana w czerwcu na języku polskim. Nauczyciel nie podaje żadnych wytycznych, uczeń sam wybiera książkę, którą chce przeczytać i przedstawić klasie. Co sądzisz o idei „lektury dowolnej”?

Jak dla mnie to jest/byłby? świetny pomysł i tylko żałuje, że czegoś podobnego nie było, kiedy jeszcze chodziłam do szkoły. Nie wiem, co więcej, mogłabym na ten temat dodać, zalety takiego rozwiązania są chyba dość oczywiste ;)

Nie za bardzo wiem, kogo mogłabym nominować, więc jeżeli ktokolwiek kto się tutaj napatoczy będzie miał się za to zabrać to serdecznie zapraszam ;)

Komentarze

  1. Podzielam punkt związany ze "Zbrodnią i karą", sama tej książki nie przeczytałam i bardzo chcę to nadrobić. :) Śmieszna sprawa z tym "Quo Vadis". :D Mnie się akurat podobało, ale przebrnięcie przez "W pustyni i w puszczy" było dla mnie ogromnym wyzwaniem, też mnie to nudziło. Z "Pana Tadeusza" jedyne, co pamiętam, to inwokacja i fakt istnienia 13 księgi. :D Ach te lektury. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba się w końcu zebrać i tego Dostojewskiego nadrobić ;)

      Usuń
  2. A ja Mickiewicza lubię we wszystkich niemal jego przejawach, wyjątkiem jest... tak, domyśliłaś się, "Pan Tadeusz"^^;;; Ależ się z tą kobyłą męczyłam! Ależ te wszystkie pikniki i smętne romanse przeklinałam! Co jak co, ale tę książkę uczniowie powinni poznawać z adaptacji filmowej, której może i można coś zarzucić, ale przynajmniej skradnie tylko 2h życia, a nie dwa tygodnie.

    "W pustyni i puszczy" lubiłam fragmentarycznie. Było parę świetnych momentów, ale i parę mocno wiejących nudą. A określenie Stasia mianem Gary Stu to strzał w dziesiątkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jeszcze nie poznałam osoby której "Pan Tadeusz" by się szczerze podobał ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty