Najmniej urodziwe okładki na mojej półce
Są jednak pozycję na mojej półce, których okładki są wyjątkowo nieudane i o nich właśnie będzie ten wpis ;)
Prezentowane okładki nie są uporządkowane w kolejności brzydoty jednak tą najgorszą zostawiłam sobie na sam koniec :D
Okładki do pierwszych polskich wydań niektórych książek Sandersona
Najgorzej chyba prezentują się „Siewca wojny”, którego postać na okładce na początku mnie trochę przerażała i który już więcej mroku w mroku mieć nie mógł (i chyba się zgodzicie, że Vasher, bo zakładam, że to on, nijak nie pasuje do książkowego odpowiednika), oraz „Z mgły zrodzony” który ma na okładce Kelsiera???, ale w sumie to ciężko stwierdzić. Tak naprawdę to okładki następnych tomów nawet mi się podobają szczególnie okładka „Bohatera wieków”. Ale i tak byłam na początku nieźle zirytowana, jak się okazało, że książki dostana swoje wznowienie w tych pięknych pasujących okładkach. Teraz jednak nie zamieniłabym swoich wydań na żadne inne mam zbyt duży sentyment ;)
Ehh…
Naprawdę da się wydać romans historyczny tak, żeby z okładki nie wylewał się kicz i jeszcze więcej kiczu. Wystarczy np. spojrzeć na polskie wydanie książek Lisy Kleypas, które może do najpiękniejszych nie należą, ale ich widok nie powoduję też, że mam ochotę wykłuć sobie oczy.
Ta bardzo urodziwa okładka romansu historycznego
Naprawdę da się wydać romans historyczny tak, żeby z okładki nie wylewał się kicz i jeszcze więcej kiczu. Wystarczy np. spojrzeć na polskie wydanie książek Lisy Kleypas, które może do najpiękniejszych nie należą, ale ich widok nie powoduję też, że mam ochotę wykłuć sobie oczy.
Na tej okładce nie nie wygląda dobrze. Czcionka, to tło z tymi strasznymi okładkami, jakieś esy-floresy nie wiadomo co w tle, i te dwie nieszczęsne dziewczyny na pierwszym planie, których dobór strojów, makijażu i fryzuj jest po prostu okropny, nie mówiąc już, że pewnie nie ma nic wspólnego z epoką w której rozgrywa się akcja książki. Całość wygląda tak nieprofesjonalnie i źle, że to aż boli. Ja wiem, że to jest romans historyczny, ale nawet on zasługuje na jakieś minimum wysiłku włożonego w tworzenie okładki. A już szczególnie Julia Quinn która jest jedną z lepszych pisarek tego gatunku i taka okładka degraduje jej powieść która jest naprawdę niezła do poziomu najgorszych harlequinów.
Nie będę się o ty okładkach zbytnio rozpisywać, bo chyba nie ma o czym, jak straszne są widać na pierwszy rzut oka ;). Mam chyba dwie w swojej kolekcji jedna dziwniejsza od drugiej. I to tego ten metaliczny efekt, który jeszcze bardziej podkreśla wszystko, co z tymi okładkami nie tak. Zawsze współczułam brytyjskim fanom, jednocześnie ciesząc się, że w Polsce zdecydowali się na te przepiękne oryginalne amerykańskie wydanie ;)
I teraz spróbujcie sobie wyobrazić, że czytacie powieść w które przez cały czas wyobrażacie sobie bohatera z tym wytrzeszczem na twarzy. Nie da się no po prostu nie da się tego czytać. Podobno Wydawnictwo MAG ma wznowić „Interświat” w tej nowej szacie graficznej książek Gaimana i mam wielką nadzieję, że to zrobią, bo choć pewnie nigdy nie pozbędę się tego wydania, to dobrze byłoby się zaopatrzyć w takie które pozwoli mi na spokojne przeczytanie powieść bez nabawienia się koszmarów (ta twarz śniła mi się czasami po nocach i nie było to miłe doświadczenie ;).
I to by było na tyle. Jak pisałam wcześniej byłam pewna, że mam tych strasznych okładek więcej. I pewnie jeszcze trochę złych by się znalazło, ale wolałam wybrać takie pozycje, o których faktycznie mam coś do napisania ;)
A jakie największe okładkowe koszmarki znajdują się na waszych półkach? ;)
PS. Mam teraz jeszcze kilka pomysłów co do wpisów okładkowych więc może zrobię z tego jakiś cykl? ;)
Brytyjskie wydanie książek Riordana
Jedno wielkie WTF
Tak się kończy chęć wyrwania się z ustalonej czytelniczej strefy komfortu ;) „Zatopione miasto” kupiłam jakieś 4 lata temu za trzy złote w kiosku na Dworcu Głównym u Gdyni, byłam wtedy na etapie czytania dziwniejszych i mniej znanych klasyków, więc jak zobaczyłam, na okładce napis w stylu „wybitna klasyka gatunku” nie mogłam się powstrzymać i nawet ta straszna okładka mnie nie odstraszyła. Jednak od tego czasu jej widok skutecznie stopuje mnie od sięgnięcia po tę pozycję, muszę ją w końcu obłożyć szarym papierem czy czymś takim, bo jakoś nie wyobrażam sobie czytania tego w miejscu publicznym ;)
Co do samej okładki to nie wiem co autor/autorka miał na myśli. Może po przeczytaniu okaże się, że jest to okładka idealnie współgrająca z treścią? (w takim przypadku boję się, o czym tak naprawdę „Zatopione miasto” będzie) Albo ta ilustracja to jakieś wybitne dzieło z głębszym sensem a ja się nie znam? Możliwości jest kilka, ale chyba żadna z odpowiedzi nie zmieni faktu, że jest to jednak najbrzydsza i jednocześnie najbardziej osobliwa i wulgarna okładka jaką posiadam ;)
Moja największa okładkowa zmora
Można by pomyśleć, że ostatniej okładki nic już nie przebije. Jednak zostałam mi do pokazania jeszcze jedna ostatnia pozycja. W wielu względach okładka którą teraz zaprezentuję nie jest taka zła, można by powiedzieć, że jest nawet dość przeciętna. Jednakże posiada jedną małą wadę. Jeden mały szczegół, przez który pierwszy i ostatni raz w życiu okładka zepsuła mi treść książki. Książki której jednym z autorów jest Neil Gaiman, czyli jeden z mojej trójcy najukochańszych pisarzy. I tego, że nie mogłam się w pełni cieszyć z czytania tej powieści i nawet samej ocenić czy mi się podoba, czy nie, tej okładce nie wybaczę. Przez cały lekturę byłam bowiem zbyt zajęta próbą wymazania z głowy obrazu twarzy głównego bohatera. Która na okładce prezentuje się następująco:
I to by było na tyle. Jak pisałam wcześniej byłam pewna, że mam tych strasznych okładek więcej. I pewnie jeszcze trochę złych by się znalazło, ale wolałam wybrać takie pozycje, o których faktycznie mam coś do napisania ;)
A jakie największe okładkowe koszmarki znajdują się na waszych półkach? ;)
PS. Mam teraz jeszcze kilka pomysłów co do wpisów okładkowych więc może zrobię z tego jakiś cykl? ;)
Komentarze
Prześlij komentarz