Śmierć Dulgath | Michael J. Sullivan


Trzy razy próbowano ją zabić. Potem wynajęto zawodowca. A także Riyrię. 
Kiedy ostatnia przedstawicielka najstarszego rodu w Avrynie staje się celem zamachów, Royce i Hadrian zostają wynajęci, żeby udaremnić spisek. Minęły trzy lata odkąd Hadrian, znużony wojną najemnik i Royce, cyniczny były zabójca, połączyli siły i zostali łotrami do wynajęcia. Wszystko układało się dobrze, dopóki nie poproszono ich, aby pomogli zapobiec morderstwu. Teraz muszę udać się do starodawnego zakątka świata, żeby ocalić tajemniczą kobietę, która wie więcej na temat Royce’a niż to bezpieczne i mniej dba o własne bezpieczeństwo, niż nakazuje zdrowy rozsądek. Trzeci tom "Kronik Riyrii" bestsellerowego pisarza. Chociaż stanowi część cyklu, został pomyślany tak, żeby dobrze bawili się przy nim zarówno nowi czytelnicy, szukający zabawnej powieści o fantasy o wartkiej akcji, jak i weterani Riyrii, którzy chcą ponownie spotkać starych przyjaciół. (opis Wydawcy)

„Śmierć Dulgath” to trzecia część Kronik Riyrii, serii, która do tej pory wywołuje u mnie dość mieszane uczucia. Bo choć z jednej strony bardzo dobrze mi się to czyta, to jednak nie mogę przeboleć kilku jej aspektów.

Zaczynając jednak od tych pozytywnych spraw. Tak jak w poprzednich tomach, najlepszym elementem „Śmierci Dulgath” była dwójka głównych bohaterów i relacja między nimi. Na przełomie tych trzech części polubiłam Royce'a i Hadriana i z coraz większą chęcią śledziłam ich losy. Nadal bardzo ciekawi mnie też to, jak potoczą się losy innych postaci i jakie kolejne przewidywalne zwroty akcji zagotuje im autor. Obie te rzeczy sprawiają, że z chęcią sięgnę po następne tomy mimo moich problemów z tą serią. Świat stworzony przez autora to taki typowy świat fantasy bez jakiś wyjątkowo wymyślnych elementów. Bardzo to wszystko standardowe i typowe, ale chyba brakuje mi takich klimatów, bo chętnie o tym wszystkim czytałam.

Jak już jestem w temacie typowości to nie ma co ukrywać nie jest to najbardziej oryginalna pod względem fabuły powieść. Rzekłabym nawet, że na razie autor nie za bardzo umie w zwroty akcji. Bo wszystkie z nich dało się bardzo łatwo przewidzieć na bardzo wczesnym etapie powieści, co mi akurat jeszcze nie zaczęło jakoś szczególnie przeszkadzać, ale niektórzy mogą być na to bardziej wyczuleni, więc ostrzegam (swoją drogą jak ktoś lubi dobre zwroty akcji to z całego serca polecam kroniki Nieciosanego Tronu Briana Staveleya, serię fantasy jak dla mnie idealną ;). 
Ten brak wyjątkowości nie przeszkadza mi jednak choć w najmniejszym stopniu tak bardzo, jak to, w jaki sposób autor pisze postaci kobiece. Nie było ich jak na razie bardzo dużo i może jestem za bardzo na to wyczulona, ale te, które się pojawiły, podzieliłam sobie na dwie grupy: rekwizyty fabularne (tych zdecydowanie najwięcej było w „Róży i Cierniu”) oraz silne niezależne bohaterki, których celem jest zakochanie się w którymś z głównych bohaterów, ratowanie ich lub bycie przez nich ratowanymi. Druga z wymienionych grup nie byłaby taka zła, gdybym nie miała na razie wrażenia, że wszystkie z trzech bohaterek, które się tam znalazły, choć pozornie bardzo różne tak naprawdę są pisane na to samo kopyto lub na razie brakuje im charakteru. Potencjał na ciekawe bohaterki jest, więc liczę na to, że w pierwszej serii autora działo się z nimi coś ciekawszego niż w Kronikach Riyrii.

„Śmierć Dulgath” jest jak dla mnie idealnie średnią powieścią fantasy. Ma ciekawych bohaterów, przyzwoity świat, bardzo przewidywalną, ale na szczęście niedobijającą głupotą fabułę. Więc ogólnie nie jest źle. Ma jednak te kilka problemów, które odrobinę psuja mi radość z czytania i ponieważ na pewno sięgnę po następne części to mam małą nadzieję, że nie będą ona tam występować. Chociaż biorąc pod uwagę to, że Odkrycia Riyrii powstały najpierw są to chyba płonne nadzieje.

Komentarze

  1. Po serię Staveleya mam zamiar sięgnąć po Twoich namowach, tylko co wchodzę do Empiku, to jej nie ma, a potem zapominam sprawdzić gdzieś na stronach internetowych. Ale zapisana na liście "chcę przeczytać" jest, więc prędzej czy później się z nią zapoznam:)

    Podziwiam, że udało Ci się przejść przez całość serii Sullivana i wznoszę przysłowiowy kieliszek wina za Twoje zdrowie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo Sullivana jeszcze przede mną, oby z poziomem było tylko lepiej a nie gorzej ;) Jestem bardzo ciekawa czy Staveley przypadnie Ci do gustu, mam oczywiście nadzieję że tak i że się nie zawiedziesz ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty