Dawca Przysięgi II | Brandon Sanderson

Na Rosharze trwa wojna. Przebudzeni parshendi – pieśniarze – pod wodzą służących Odium Stopionych wydają się niepowstrzymani. Wieczna Burza nieubłaganie powraca, za każdym razem sprowadzając śmierć i zniszczenie na ludzkie osady. Dalinar Kholin, udręczony powracającymi wspomnieniami przeszłości i nieżyjącej żony, nie szczędzi wysiłków, by zbudować koalicję ludzkich królestw, odkrywając przy tym swoje moce Kowala Więzi. Jednakże Odium ma wiele sług i wygląda na to, że jest przygotowany na każdą możliwość, a Świetlistym Rycerzom zagraża również tajemnica, która wcześniej doprowadziła do Odstępstwa ich starożytnych poprzedników.Elhokar, Adolin, Shallan i Kaladin docierają do Kholinaru i odkrywają, że choć miasto jeszcze nie upadło, ich misja może się okazać o wiele trudniejsza, niż się spodziewali. Ludzie szepczą o mrocznej sile, która opanowała pałac i królową Aesudan, po ulicach zaś wędrują wyznawcy dziwacznego Kultu Chwil. A jedynym, co chroni miasto przed upadkiem, jest Straż Muru i jej tajemniczy dowódca, marszałek Lazur.Tymczasem ostatnia z Parshendich, Venli, zaczyna pojmować, jakie skutki przyniosła jej decyzja, by odnaleźć starożytnych bogów pieśniarzy, i jaki los czeka pieśniarzy pod władzą Odium.(opis wydawcy)


Po przeczytaniu „Dawcy Przysięgi II” mogę z całą pewnością stwierdzić: dzielenie książek na pół i wydawanie ich w odstępie kilku miesięcy to zło. I jedna z najbardziej irytujących rzeczy którą może zrobić wydawca, zaraz po niewydawaniu serii do końca. Jednak może na początek kilka zdań o samej powieści (cóż, a przynajmniej jej połowie).

Na wydanie drugiej części „Dawcy Przysięgi” czekałam chyba jeszcze bardziej niż na cześć pierwszą. I kiedy w końcu udało mi się ją skończyć, mimo że minął od tego już miesiąc mam zaskakująco dużo do napisania.
Po pierwsze, nie spodziewałam się, że jeszcze cokolwiek mnie w tej serii zaskoczy. Myślałam, że wszystkie najważniejsze aspekty świata zostały już wcześniej przedstawione, dlatego wprowadzenie czegoś nowego, nie tylko mnie zaintrygowało, ale też wprowadziło powiew świeżości. Który był mi chyba potrzebny, bo myślę, że bez niego moja opinia o całości byłaby o wiele niższa.
Tym razem najciekawszym wątkiem okazał się, ten dotyczący Shallan. Muszę przyznać, że z każdym kolejnym tomem mam o tej postaci coraz lepsze wrażenie. Oby zostało to jakoś ciekawie pociągnięte w kontynuacji. Jestem również zaintrygowana wątkiem Adolina, czym jestem bardzo zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że kiedykolwiek tak się stanie. 
Bardzo podobało mi się również że autor zdecydował się na zakończenie niektórych sporów i wyjawienie niektórych tajemnic. Nie spowodowało to zamknięcia wątków niektórych postaci, ale otworzyły przed nimi nowe perspektywy i zrobiły miejsce dla innych historii.
Jednak największą frajdę sprawiło mi pojawienie się starej/nowej postaci. Której było o wiele więcej, niż się spodziewałam, co oczywiście strasznie mnie ucieszyło i tylko utwierdziło w przekonaniu, że Cosmere Sandersona jest naprawdę wyjątkowe. Chociaż jeśli w następnej części nie dojdzie do pewnego spotkania, to będę bardzo zawiedziona.

Najwięcej moich zastrzeżeń co do tej pozycji wynika ze sposobu, w jaki została w Polsce wydana. Choć mam też kilka innych uwag związanych z fabułą. 
Lecz na początek: jak ja nienawidzę dzielenia książek na pół! 
Miałam przez to problemy z zebraniem wszystkich wątków razem i mam wrażenie, że przez to wiele straciłam. Na przykład traki Renarin. Pamiętam, że podczas czytania pierwszej połowy, jego postać bardzo mnie zainteresowała, i byłam bardzo ciekawa, jak jego historia się potoczy, ale przypomniałam sobie o tym dopiero w połowie części drugiej po tym, jak spostrzegłam, że jego postać w ogóle się jeszcze nie pojawiła. Podobnych sytuacji było jeszcze kilka i jestem tylko ciekaw czy gdybym czytała całość za jednym razem, też miałabym takie wrażenie.

Co do wad „Dawcy Przysięgi II” niezwiązanych z wydaniem to znalazłam ich niestety więcej niż w poprzednich częściach. Częściowo wynikają one z mojej niechęci do niektórych postaci, więc np. wątek Dalinara w pewnym momencie zaczął strasznie mnie nużyć i nie mogłam się doczekać, aż rozdziały z jego perspektywy się skończą. Choć wiele postaci tworzonych przez Sandersona jest trochę zbyt idealna, to jednak zazwyczaj mają na tyle charakteru, że da się je polubić. I chociaż nie mogę zaprzeczyć temu, że Dalinar jest postacią bardzo spójną i dobrze skonstruowaną to jednak jak dla mnie dość nijaką, przez co jego wątek bardzo mi się dłużył. Nie będę też ukrywać, że wątki stricte polityczne nie należą do moich ulubionych, a autor w tej części sobie ich nie żałował. Ciężko mi stwierdzić czy zostały napisane dobrze, czy źle, bo w czasie ich czytania trochę przysypiałam.
Dużym rozczarowaniem była też dla mnie końcówka powieści. Spodziewałam się, że tak jak w poprzednich częściach na końcu dojdzie do jakiegoś wielkiego starcia, bitwy itp. co samo w sobie nie jest złe, ale ilość bohaterów, z których perspektywy prowadzona była narracja, sprawiło, że całość stała się jak dla mnie zbyt zatłoczona. Przynajmniej na początku, bo później się do tego przyzwyczaiłam, ale cały ten bajzel spowodował, że zniechęciłam się do lektury i musiałam ja na kilka dni odłożyć.
No i było jak na mój gust za mało Kaladina. Tylko że nie miałabym nic przeciwko temu, żeby całość powieści była mu poświęcona, więc nie jestem w tej sprawie zbyt obiektywna ;).

„Dawca Przysięgi II” to nie jest zła pozycja. Ba, pewnie to jedna z lepszych powieści fantasy, którą przeczytałam w tym roku (choć nie miała też za bardzo konkurencji, bo jakoś mi w tym roku to czytanie nie idzie tak jak bym chciała ;). Jednak spodziewałam się, że tak jak po przeczytaniu poprzednich części, nawet kilka tygodni po skończeniu lektury, będę miałam ochotę znowu po nią sięgnąć a niestety, tak nie jest. Nadal jest to dobra kontynuacja, w której bohaterowie się rozwijają, fabuła ma sens, jest kilka świetnych elementów, więc niby wszystko jest tak, jak powinno. Jednak na następną część czekam jednak jakoś mniej niż na poprzednie.

Komentarze

  1. Na szczęście przeczytałam całość od razu po angielsku, jak tylko została wydana. Dzięki temu moja ocena tej książki jest zupełnie inna niż większości czytelników w Polsce, co zauważam po recenzjach. Spójność i możliwość przeczytania od deski do deski, o tym powinno pamiętać wydawnictwo przy następnych częściach!

    Co do samego "Dawcy" to się w wielu rzeczach nie zgodzimy, bo dla mnie Dalinar jest najcudowniejszym i najbardziej interesującym (razem z Kaladinem) bohaterem cyklu i ja mogłabym czytać rozdziały poświęcone tylko jemu bez końca:) Podobnie z intrygami politycznymi - to coś, co w książkach fantastycznych uwielbiam. Tak więc tu się nasz gusta rozchodzą;) Ale to nic, nie możemy wszyscy lubić tego samego, bo byłoby nudno! ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zwróciłam uwagę na to, że recenzje osób które czytały całość od razu są bardziej optymistyczne, następnym razem już nie popełnię tego błędu.
      Może nadejdzie też taki czas w którym nauczę się doceniać wątki polityczne, ale na razie się na to nie zapowiada niestety ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty