Wielka Czwórka | Agatha Christie
Czworo przestępców pragnie przejąć, a jakże, władzę nad światem. Wobec takiej perspektywy mordercy za nic sobie mają życie ludzkie. Ci, którzy stają im na drodze, giną od miecza, ognia i wojny.
Tu nic nie jest takie, jak się wydaje. Bohaterowie zmieniają tożsamość jak rękawiczki, uczestniczą w efektownych pościgach, zastawiają pomysłowe pułapki.
Czterech na jednego to.... znakomita okazja dla Herkulesa Poirot, by pokazać, co potrafi! Bond wiele by się nauczył...
Mam wrażenie, że powoli kończy mi się lista dobrych kryminałów Agathy Christie, których jeszcze nie przeczytałam, ponieważ kilka jej ostatnich powieści, po które przyszło mi sięgnąć, okazały się dość... specyficzne. Nie inaczej było z „Wielką Czwórką”, która zapowiadała się jako kolejna z typowych książek autorki, do tego ze wczesnego okresu, co bardzo mnie ucieszyło, ale niestety wyszło, jak wyszło.
Zacznę jednak od tego, co mi się w powieści podobało.
Bardzo się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że narracje prowadzi tym razem Kapitan Hastings. Od dawna nie czytałam żadnego kryminału z jego udziałem i miło było do tego wrócić. Styl Christie oczywiście jak zawsze był dużym plusem. Do tego akcja powieści biegła bardzo żwawo, a sam pomysł na fabułę był też dość ciekawy, tylko niestety nie do końca się sprawdził.
Przez większość książki miałam wrażenie, że czytam nie kryminał a bardziej powieść szpiegowską (co niestety od razu przywiodło mi na myśl „Pasażera do Frankfurtu”, czyli najgorszą książkę Christie, którą przyszło mi przeczytać). W ciągu niecałych 200 stron zdążyły pojawić się m.in.: zasadzki, tajemnicza broń biologiczna?, ukryta w górze tajemnicza kryjówka, porwanie głównego bohatera. I wiele więcej. Może to wynikać z faktu, że powieść ta pierwotnie była opowiadaniami publikowanymi w jednej z gazet. I kto wie, może w takiej formie się to sprawdzało, jednak zupełnie nie działa jako pełnoprawna powieść. Samo zakończenie zaś wydawało się bardzo niedopasowane i nijakie.
Jednak największą wadą Wielkiej Czwórki okazała się jej przewidywalność. Mimo że zdarzyło mi się kilka razy odgadnąć zakończenie innych kryminałów autorki, to nigdy żaden z nich nie wydawał mi się tak prosty. Jak tylko kolejna z mini historii się zaczynała, od razu wiedziałam, jak się skończy i nie powiem, odebrało mi to część przyjemności z czytania.
Wielka Czwórka nie jest najlepszym kryminałem Agathy Christie, ale nie jest też to na szczęście następny „Pasażer do Frankfurtu”, bo w przeciwieństwie do niego wiedziałam przez cały czas, co się dzieje. Sama historia, czy historie nie zapadły mi w pamięć, za to myślę, że zapamiętam tę książkę jako jedno z dziwniejszych i nietypowych dzieł autorki. Jeśli ktoś jest wielkim fanem Christie, może zerknąć i przekonać się jak wychodzą jej rzeczy bardziej szpiegowskie, ale jeżeli ktoś nie miał wcześniej styczności z autorką, to zdecydowanie poleciłabym sięgnąć po jedną z jej lepszych powieści (a jest z czego wybierać).
Tu nic nie jest takie, jak się wydaje. Bohaterowie zmieniają tożsamość jak rękawiczki, uczestniczą w efektownych pościgach, zastawiają pomysłowe pułapki.
Czterech na jednego to.... znakomita okazja dla Herkulesa Poirot, by pokazać, co potrafi! Bond wiele by się nauczył...
Mam wrażenie, że powoli kończy mi się lista dobrych kryminałów Agathy Christie, których jeszcze nie przeczytałam, ponieważ kilka jej ostatnich powieści, po które przyszło mi sięgnąć, okazały się dość... specyficzne. Nie inaczej było z „Wielką Czwórką”, która zapowiadała się jako kolejna z typowych książek autorki, do tego ze wczesnego okresu, co bardzo mnie ucieszyło, ale niestety wyszło, jak wyszło.
Zacznę jednak od tego, co mi się w powieści podobało.
Bardzo się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że narracje prowadzi tym razem Kapitan Hastings. Od dawna nie czytałam żadnego kryminału z jego udziałem i miło było do tego wrócić. Styl Christie oczywiście jak zawsze był dużym plusem. Do tego akcja powieści biegła bardzo żwawo, a sam pomysł na fabułę był też dość ciekawy, tylko niestety nie do końca się sprawdził.
Przez większość książki miałam wrażenie, że czytam nie kryminał a bardziej powieść szpiegowską (co niestety od razu przywiodło mi na myśl „Pasażera do Frankfurtu”, czyli najgorszą książkę Christie, którą przyszło mi przeczytać). W ciągu niecałych 200 stron zdążyły pojawić się m.in.: zasadzki, tajemnicza broń biologiczna?, ukryta w górze tajemnicza kryjówka, porwanie głównego bohatera. I wiele więcej. Może to wynikać z faktu, że powieść ta pierwotnie była opowiadaniami publikowanymi w jednej z gazet. I kto wie, może w takiej formie się to sprawdzało, jednak zupełnie nie działa jako pełnoprawna powieść. Samo zakończenie zaś wydawało się bardzo niedopasowane i nijakie.
Jednak największą wadą Wielkiej Czwórki okazała się jej przewidywalność. Mimo że zdarzyło mi się kilka razy odgadnąć zakończenie innych kryminałów autorki, to nigdy żaden z nich nie wydawał mi się tak prosty. Jak tylko kolejna z mini historii się zaczynała, od razu wiedziałam, jak się skończy i nie powiem, odebrało mi to część przyjemności z czytania.
Wielka Czwórka nie jest najlepszym kryminałem Agathy Christie, ale nie jest też to na szczęście następny „Pasażer do Frankfurtu”, bo w przeciwieństwie do niego wiedziałam przez cały czas, co się dzieje. Sama historia, czy historie nie zapadły mi w pamięć, za to myślę, że zapamiętam tę książkę jako jedno z dziwniejszych i nietypowych dzieł autorki. Jeśli ktoś jest wielkim fanem Christie, może zerknąć i przekonać się jak wychodzą jej rzeczy bardziej szpiegowskie, ale jeżeli ktoś nie miał wcześniej styczności z autorką, to zdecydowanie poleciłabym sięgnąć po jedną z jej lepszych powieści (a jest z czego wybierać).
Ja sobie Christie mocno dawkuje, także ja jeszcze sporo jej dobrych pozycji mam przed sobą, chociaż raczej mnie ta autorka nie zachwyca. Ot, taka sobie do poczytania jest. Co sprawia, że ze znajomymi się kłócę, bo jako jedyna wolę Holmesa xD
OdpowiedzUsuńJa jestem chyba Team Christie ;) Ale w sumie z Sherlocka czytałam tylko jeden zbiór opowiadań, może jak w końcu sięgnę po resztę to zmienię zdanie ;)
UsuńZgadzam się że większość książek Christie to są takie czytadła, ale jestem uzależniona od stylu autorki. I ma kilka naprawdę świetnych kryminałów, po które warto sięgnąć, mam nadzieję że jest jeszcze jakiś którego nie odkryłam ;)
Pewnie w końcu kiedyś po Christie sięgnę, ale jakoś mnie do tego nie ciągnie. A z drugiej zachęca objętość i fakt, że przecież jej nazwisko to jedno z czołowych gatunku, więc warto przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto sięgnąć chociażby po jedną/dwie z jej najpopularniejszych i najlepszych książek, żeby się dowiedzieć skąd ta popularność ;)
Usuń