Dziwne losy Jane Eyre | Charlotte Brontë

Osierocona dziewczyna podejmuje pracę nauczycielki w posiadłości Edwarda Fairfaxa Rochestera. Zostaje jego narzeczoną, ale Rochester ukrywa przed światem ponury sekret. Charlotte Brontë opowiada o wielkim uczuciu, które połączyło ludzi z różnych, tak odległych od siebie sfer – w świecie, gdzie konwenanse stanowiły o towarzyskim „być albo nie być”.

„Dziwne losy Jane Eyre” ukazały się po raz pierwszy w październiku 1847 roku i stały się wielkim sukcesem wydawniczym. Powieść, zaliczana do szczytowych osiągnięć literackich epoki wiktoriańskiej, harmonijnie łączy melodramatyczną fabułę z wnikliwą obserwacją psychologiczną oraz nastrojem tajemnicy i grozy.


Po miesiącach czytania prawie samej fantastyki i kryminałów zapragnęłam jakiejś odmiany i w końcu udało mi się sięgnąć po Dziwne losy Jane Eyre". I muszę przyznać, że najsłynniejsza powieść Charlotte Brontë, zdecydowanie zbyt długo stała nieprzeczytane na mojej półce.

Całkowicie rozumiem już, dlaczego książka ta stała się klasyką i wiem, że nie jestem stanie napisać o niej nic oryginalnego i nowego, dlatego pewnie powtórzę słowa, które zostały już napisane wielokrotnie.
Styl Charlotte Bront
ë jest cudowny, chociaż dla osób, które nie przepadają za rozwleczonymi opisami, może być odrobinę męczący. Ja byłam nimi zachwycona, świetnie budowały nastrój i pozwalały mi całkowicie wkręcić się w opowieść.
Główna bohaterka Jane Eyre jest bardzo sympatyczna, umie sobie radzić i nie boi się wyrażać swojego zdania i brać losu w swoje ręce. Mimo że Rochester miejscami bardzo mnie irytował, to muszę przyznać, że jest on dość ciekawą postacią. Zaskoczyło mnie to, jak wyglądała ich relacja, bo spodziewałam się czegoś zbliżonego do powieści Jane Austen, ale chyba powinnam wziąć poprawkę na różnice czasów, w których te powieści się rozgrywały.
Sama historia również bardzo dobrze się sprawdziła. Losy Jane faktycznie bywały chwilami dość dziwne, do tego stopnia, że musiałam pod koniec przymknąć oko na kilka scen, bo jeśli dłużej bym się nad nimi zastanowiła, to doszłaby do wniosku, że wypadały dość kiczowato. Ale to pewnie kwestia czasów, w których powstały.
Muszę też wspomnieć o wydaniu „Jane Eyre”, które posiadam. Pochodzi ono z serii Angielski Ogród, którą kilka lat temu wydawało wydawnictwo Świat Książki i jest absolutnie przepiękne. Motyw kwiatowy, dobór kolorów, obwoluta, i wstążkowa zakładka, to wszystko składa się na wydanie idealne. W ogóle cała ta seria wygląda przepięknie, uwielbiam patrzeć na grzbiety tych powieści ułożonych razem, szkoda, że nie wyszło w niej więcej pozycji.

Istnieje jednak jeden duży minus. Tłumaczenie imion.
Nie jest to może, aż tak irytujące, jak w tłumaczeniach powieści Jane Austen, gdzie za każdym razem, gdy czytam „Dumę i uprzedzenie”, już automatycznie tłumaczę sobie Elżbietę na Elizabeth, jednocześnie zastanawiając się, dlaczego nie zostawili oryginału, skoro zdrobniale nadal nazywają ją Lizzy. 
W przypadku „Jane Eyre” jest na odwrót. Jane pozostała Jane, ale niestety zdrobnieniem jej imienia jest Żanetka. I nie wiem, czy da się ująć w słowa to, w jak bardzo psuło mi to klimat, wytrącało z czytania, irytowało i sprawiało, że miałam ochotę rzucić książką. Tak mnie to zdenerwowało, że aż sprawdziłam, jak to zdrobnienie brzmiało w oryginale i brzmi ono Janet.  Więc czemu ktoś to przetłumaczył? Może jest jakieś racjonalne wytłumaczenie, ale jakkolwiek by ono nie brzmiało, nie zmniejszy to mojego zirytowania.

Nie spodziewałam się, że będę zaskoczona „Dziwnymi losami Jane Eyre”, biorąc pod uwagę, że od lat znałam rozwiązanie głównej tajemnicy. Jestem dzięki temu bardzo zadowolona, z lektury i nie mogę się doczekać, aż sięgnę po inne powieści autorki (szczególnie po „
Profesora”).

Komentarze

  1. Z tłumaczeniem nazw własnych i imion niestety często są podobne problemy ;/ Mam wrażenie, że obecnie to się bardziej unormowało już, ale pewnie klasyki to już starsze tłumaczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz prawie się już imion nie tłumaczy co mnie bardzo cieszy ;) Na szczęście też niektóre starsze książki dostają nowe przekłady, jak np. ''Błękitny zamek" L.M.Montgomery, gdzie w wersji którą czytałam po raz pierwszy główna bohaterka była bodajże Joanną, a w wydaniu które posiadam jest już imię oryginalne, Valancy.

      Usuń
  2. UWIELBIAM tę książkę, to mój ulubiony klasyk :)
    W pełni rozumiem Twój problem z tłumaczeniem imion i nazw własnych, mi to nie przeszkadzało jakoś wybitnie ale zdecydowanie było by lepiej gdyby wszystko zachowało oryginalne nazwy. Wyobrażasz sobie na przykład "Dziwne losy Janiny"? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D
      Albo podążając za tłumaczeniem "Dziwne losy Żanety" ;)

      Usuń
  3. Też bardzo lubię tę książkę, a na tłumaczenie imion nawet nie zwracałam uwagi, ale ja czytałam inne wydanie, może tam było inaczej? już nie pamiętam. W ogóle siostry Bronte pisały bardzo fajne książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wiem, że pisały;) Mam teraz motywację, żeby je wszystkie szybciej przeczytać :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty