Żerca | Katarzyna Berenika Miszczuk
Solidna dawka humoru, słowiańskich wierzeń i babskiej przyjaźni! Kolejny – i nie ostatni – tom bestsellerowego cyklu "Kwiat paproci".
Gosi udało się przeżyć Noc Kupały, ale kłopoty się nie skończyły. Młoda szeptucha zaciągnęła u Swarożyca dług, którego spłata z pewnością nie będzie przyjemna. W dodatku Mieszko przepadł bez śladu, a w wiosce pojawił się nowy, młody żerca, który chętnie pocieszyłby tęskniącą za ukochanym Gosię... Gdy wydaje się, że gorzej być nie może, w okolicy pojawia się tajemniczy myśliwy, który poluje na istoty nadprzyrodzone, a rusałka Sława, przyjaciółka Gosi, znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Tego już za wiele! Mimo że szeptucha zawiodła się na Sławie, żaden mężczyzna nie będzie mieszał się w babską przyjaźń! Gosława pokaże mu, gdzie raki zimują. Choćby miała zginąć (ale wolałaby jednak nie).
Nie byłam jakoś specjalnie zachwycona dwiema pierwszymi częściami cyklu kwiat paproci, nie uważam jednak żeby przeczytanie ich było stratą czasu. Z jakiegoś powodu nie mogłam przestać czytać tych powieści. Na szczęście „Żerca” jest tą częścią cyklu, w której zalety nareszcie zaczęły pomału przyćmiewać wady.
Pierwsza 1/3 książki zaskoczyła mnie tym, o ile lepsza od wcześniejszych dwóch części się okazała. Już po pierwszych stronach widziałam wyraźną poprawę. Humor powrócił i w przeciwieństwie do „Nocy Kupały” miejscami był lepszy od tego w części pierwszej.
Zauważyłam od razu, jak duża zmiana zaszła w charakterze Gosi pod wpływem wcześniejszych wydarzeń. Stała się w końcu tą postacią, którą w niej od początku widziałam, ale która zawsze znikała pod wieloma absurdami. Nieobecność Mieszka bardzo dobrze na nią wpłynęło, bez niego u boku jest o wiele ciekawsza. Przestało mnie nawet irytować to, że ulubioną rozrywką naszej bohaterki jest bieganie samej po lesie, kiedy jak pokazały poprzednie części, nigdy nie jest to dobrym pomysłem. Gosława bardzo się rozwinęła, widać, że nie jest to ta sama postać, która pojawiła się w „Szeptusze".
Tak jak poprzednio udało się autorce w interesujący sposób opisać słowiańskie tradycje a w szczególności rytuały. Niestety nie było wiele nowych szczegółów dotyczących tego, w jaki sposób ten świat różni się od tego prawdziwego. Bardzo tego żałuję, bo była to dla mnie zawsze najbardziej interesująca część Kwiatu paproci.
Po pierwszej połowie „Żerca”, zaczął coraz bardziej upodabniać się do „Szeptuchy” i „Nocy Kupały”, i niestety nie było to zjawisko pozytywne, gdyż od swoich poprzedniczek czerpie w większości tylko wady.
Nadal jest to powieść przewidywalna i nadal mi to nie przeszkadza. Po raz kolejny nie było niestety wyznaczonego konkretnego celu, do którego zmierzała fabuła. Jasne była jakaś tajemnicza tajemnica zabójstw, ale tak naprawdę to działo się to na dalszym planie i w większym stopniu nie wpływało na to, co się działo. Postacią z najbardziej zmarnowanym potencjałem okazał się Witek. Na początku wydawał się nawet interesujący, jednak szybko zaczął przechodzić z jednego schematu do drugiego. Romans Mieszka z Gosią miejscami opływał kiczem nawet bardziej niż w dwóch poprzednich częściach razem wziętych. Jednak jeśli pominąć ten fakt oraz to, że pojawienie się Mieszka automatycznie odejmuje Gosławie rozumu, to jak dla mnie wątek ten został całkiem dobrze rozegrany. Po raz pierwszy jestem ciekawa, jak autorka poprowadzi go w następnej części. Przez większość „Żercy” Jarogniewa jest nieobecna, co było dość przykre, bo jest to postać, która najbardziej przypadła mi do gustu.
„Żerca” okazał się jak dotąd najlepszą książką z cyklu Kwiat paproci. Na pewno sięgnę po następną cześć, bo przyznam szczerze, jestem ciekawa, jak to wszystko się dalej potoczy i w jakim kierunku pójdzie autorka. Z tą serią jest tak, że albo sceny są bardzo trafione i świetnie się przy nich bawię, albo wypadają one bardzo sztampowo. Oby więc następna i chyba? ostatnia część utrzymała poziom „Żercy” a najlepiej jego pierwszej 1/3.
Gosi udało się przeżyć Noc Kupały, ale kłopoty się nie skończyły. Młoda szeptucha zaciągnęła u Swarożyca dług, którego spłata z pewnością nie będzie przyjemna. W dodatku Mieszko przepadł bez śladu, a w wiosce pojawił się nowy, młody żerca, który chętnie pocieszyłby tęskniącą za ukochanym Gosię... Gdy wydaje się, że gorzej być nie może, w okolicy pojawia się tajemniczy myśliwy, który poluje na istoty nadprzyrodzone, a rusałka Sława, przyjaciółka Gosi, znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Tego już za wiele! Mimo że szeptucha zawiodła się na Sławie, żaden mężczyzna nie będzie mieszał się w babską przyjaźń! Gosława pokaże mu, gdzie raki zimują. Choćby miała zginąć (ale wolałaby jednak nie).
Nie byłam jakoś specjalnie zachwycona dwiema pierwszymi częściami cyklu kwiat paproci, nie uważam jednak żeby przeczytanie ich było stratą czasu. Z jakiegoś powodu nie mogłam przestać czytać tych powieści. Na szczęście „Żerca” jest tą częścią cyklu, w której zalety nareszcie zaczęły pomału przyćmiewać wady.
Pierwsza 1/3 książki zaskoczyła mnie tym, o ile lepsza od wcześniejszych dwóch części się okazała. Już po pierwszych stronach widziałam wyraźną poprawę. Humor powrócił i w przeciwieństwie do „Nocy Kupały” miejscami był lepszy od tego w części pierwszej.
Zauważyłam od razu, jak duża zmiana zaszła w charakterze Gosi pod wpływem wcześniejszych wydarzeń. Stała się w końcu tą postacią, którą w niej od początku widziałam, ale która zawsze znikała pod wieloma absurdami. Nieobecność Mieszka bardzo dobrze na nią wpłynęło, bez niego u boku jest o wiele ciekawsza. Przestało mnie nawet irytować to, że ulubioną rozrywką naszej bohaterki jest bieganie samej po lesie, kiedy jak pokazały poprzednie części, nigdy nie jest to dobrym pomysłem. Gosława bardzo się rozwinęła, widać, że nie jest to ta sama postać, która pojawiła się w „Szeptusze".
Tak jak poprzednio udało się autorce w interesujący sposób opisać słowiańskie tradycje a w szczególności rytuały. Niestety nie było wiele nowych szczegółów dotyczących tego, w jaki sposób ten świat różni się od tego prawdziwego. Bardzo tego żałuję, bo była to dla mnie zawsze najbardziej interesująca część Kwiatu paproci.
Po pierwszej połowie „Żerca”, zaczął coraz bardziej upodabniać się do „Szeptuchy” i „Nocy Kupały”, i niestety nie było to zjawisko pozytywne, gdyż od swoich poprzedniczek czerpie w większości tylko wady.
Nadal jest to powieść przewidywalna i nadal mi to nie przeszkadza. Po raz kolejny nie było niestety wyznaczonego konkretnego celu, do którego zmierzała fabuła. Jasne była jakaś tajemnicza tajemnica zabójstw, ale tak naprawdę to działo się to na dalszym planie i w większym stopniu nie wpływało na to, co się działo. Postacią z najbardziej zmarnowanym potencjałem okazał się Witek. Na początku wydawał się nawet interesujący, jednak szybko zaczął przechodzić z jednego schematu do drugiego. Romans Mieszka z Gosią miejscami opływał kiczem nawet bardziej niż w dwóch poprzednich częściach razem wziętych. Jednak jeśli pominąć ten fakt oraz to, że pojawienie się Mieszka automatycznie odejmuje Gosławie rozumu, to jak dla mnie wątek ten został całkiem dobrze rozegrany. Po raz pierwszy jestem ciekawa, jak autorka poprowadzi go w następnej części. Przez większość „Żercy” Jarogniewa jest nieobecna, co było dość przykre, bo jest to postać, która najbardziej przypadła mi do gustu.
„Żerca” okazał się jak dotąd najlepszą książką z cyklu Kwiat paproci. Na pewno sięgnę po następną cześć, bo przyznam szczerze, jestem ciekawa, jak to wszystko się dalej potoczy i w jakim kierunku pójdzie autorka. Z tą serią jest tak, że albo sceny są bardzo trafione i świetnie się przy nich bawię, albo wypadają one bardzo sztampowo. Oby więc następna i chyba? ostatnia część utrzymała poziom „Żercy” a najlepiej jego pierwszej 1/3.
Komentarze
Prześlij komentarz