Tysiąc imion | Django Wexler
Kapitan Marcus d’Ivoire, dowódca jednego z garnizonów cesarstwa vordonajskiego w koloniach, został przywódcą zdemoralizowanego oddziału, uparcie broniącego małej fortecy na skraju pustyni. Uciekająca przed przeszłością Winter Ihernglass zaciąga się do kolonialnej armii i zostaje awansowana. Losy obojga tych żołnierzy i wszystkich ich podkomendnych zależą od nowo przybyłego pułkownika Janusa bet Vhalnicha. Jednak lojalność Marcusa i Winter zostanie wystawiona na próbę, kiedy zaczną podejrzewać, że ambicje tajemniczego Janusa sięgają królestwa nieziemskich mocy, mogącego zmienić znany świat.
(opis wydawcy)
„Tysiąc imion” jest debiutem literacki amerykańskiego autora Django Wexlera. Nigdy nie zainteresowałabym się tą książką, gdyby nie poleciłoby mi jej Goodreads, a recenzje nie były bardzo entuzjastyczne. „Tysiąc imion” jest powieścią z gatunku prochowej fantasy, i mimo że jedną z rzeczy w fantastyce, które zawsze mnie najbardziej nudziły były opisy bitew itp. to nie żałuję lektury, gdyż historia ta ma naprawdę kilka mocnych stron. I chociaż jestem zadowolona, że sięgnęłam po tę pozycję, to muszę przyznać, że byłam zaskoczona i przytłoczona ilością rzeczy związanych z wojskiem i ilością bitew. Nie będę jednak przez to obniżała mojego ogólnego wrażenia o książce, ponieważ po opisie mogłam się tego spodziewać i nie powinnam być zaskoczona. Mogłyby być tylko w pierwszej połowie książki bardziej poprzeplatane z innymi wątkami .
Postacie są najlepszym aspektem tej powieści, który trzymał mnie przy niej przez pierwszą połowę, chociaż miejscami myślałam, że umrę z powodu powtarzalności i tego, że nic ciekawego się nie dzieje. Najlepszą z nich jest Winter, która ma świetny charakter oraz ciekawą historię, i ogólnie jest cudowna, dlatego podczas lektury cały czas wyczekiwałam rozdziałów napisanych z jej perspektywy. Inni bohaterowie też dają radę i choć są trochę schematyczni i przewidywalni, to jednak dobrze napisani. Wielkim plusem „Tysiąca imion” jest ilość zróżnicowanych postaci kobiecych, jakie się pojawiają i to jakie role odgrywają. Nie spodziewałam się, że w książce o takiej tematyce, rozkład płci głównych bohaterów będzie równomierny i byłam tym faktem bardzo miło zaskoczona. Mimo tego, że miejscami mnie wynudziły to sceny bitew i potyczek są bardzo dobrze napisane. Ogólnie to autor ma przyjemny styl, który mam nadzieję z czasem stanie się jeszcze lepszy. Choć w książce nie znajduję się dużo humoru, to było kilka scen, które mnie bardzo rozbawiły.
Moje największe zastrzeżenie co do tej książki dotyczy tego, że jej poziom był bardzo nierówny. Pierwsza połowa była dla mnie bardzo nudna, miałam wrażenie, że nic się w niej nie działo. Spowodowane to było bardzo monotonną akcją, wszystko kręciło się wokół rzeczy typowo militarno/wojskowych, a całość skupiona była na dwójce głównych bohaterów bez zbytniego zaangażowania oraz rozwoju innych postaci. Przez pierwsze 300 nie pojawiła się również żadna magia, dlatego czytało się to bardziej jak powieść militarną niż fantasy. Na szczęście na ratunek przybyła druga połowa, która uchroniła „Tysiąc imion” przed staniem się największym książkowym rozczarowaniem roku.
Dopiero w okolicach 300 strony książka się rozkręca i w końcu zaczyna dziać się coś ciekawego. Akcja staje się o wiele bardziej zróżnicowana, nie skupia się już tylko na samych wojskowych sprawach, rozwijają się postacie poboczne oraz relację między nimi, wprowadzeni zostają też nowi bardzo ciekawi bohaterowie. A co najważniejsze, pojawia się magia, i dopiero wtedy można dowiedzieć się, na czym mniej więcej ona w tym świecie polega. Okazało się, że jest bardzo interesująca, dlatego mam nadzieję, że będzie jej o wiele więcej w następnych częściach. Druga połowa „Tysiąca imion” była tym, czego po tej książce się spodziewałam i żałuję, że cała powieść nie była tak dobra. Co do samej fabuły to była miejscami dość przewidywalna, ale nie popsuło mi to przyjemności z czytania.
„Tysiąc imion” Django Wexlera podobałaby mi się o wiele bardziej, gdyby pierwsza połowa przypominała bardziej drugą lub gdyby była odrobinę krótsza. Widać, że w tym świecie jest jeszcze wiele historii do opowiedzenia, dlatego z radością sięgnę po następną części. Przez moment nie byłam pewna czy chcę kontynuować tę serię, ale po świetnej drugiej połowie książki, która bardzo mnie zaintrygowała, na pewno to zrobię i nie mogę się tego doczekać. Mam nadzieje, że następne części będzie zawierać więcej magii i więcej moich ulubionych bohaterów i że z każda następną powieścią, seria będzie stawać się coraz lepsza.
(opis wydawcy)
„Tysiąc imion” jest debiutem literacki amerykańskiego autora Django Wexlera. Nigdy nie zainteresowałabym się tą książką, gdyby nie poleciłoby mi jej Goodreads, a recenzje nie były bardzo entuzjastyczne. „Tysiąc imion” jest powieścią z gatunku prochowej fantasy, i mimo że jedną z rzeczy w fantastyce, które zawsze mnie najbardziej nudziły były opisy bitew itp. to nie żałuję lektury, gdyż historia ta ma naprawdę kilka mocnych stron. I chociaż jestem zadowolona, że sięgnęłam po tę pozycję, to muszę przyznać, że byłam zaskoczona i przytłoczona ilością rzeczy związanych z wojskiem i ilością bitew. Nie będę jednak przez to obniżała mojego ogólnego wrażenia o książce, ponieważ po opisie mogłam się tego spodziewać i nie powinnam być zaskoczona. Mogłyby być tylko w pierwszej połowie książki bardziej poprzeplatane z innymi wątkami .
Postacie są najlepszym aspektem tej powieści, który trzymał mnie przy niej przez pierwszą połowę, chociaż miejscami myślałam, że umrę z powodu powtarzalności i tego, że nic ciekawego się nie dzieje. Najlepszą z nich jest Winter, która ma świetny charakter oraz ciekawą historię, i ogólnie jest cudowna, dlatego podczas lektury cały czas wyczekiwałam rozdziałów napisanych z jej perspektywy. Inni bohaterowie też dają radę i choć są trochę schematyczni i przewidywalni, to jednak dobrze napisani. Wielkim plusem „Tysiąca imion” jest ilość zróżnicowanych postaci kobiecych, jakie się pojawiają i to jakie role odgrywają. Nie spodziewałam się, że w książce o takiej tematyce, rozkład płci głównych bohaterów będzie równomierny i byłam tym faktem bardzo miło zaskoczona. Mimo tego, że miejscami mnie wynudziły to sceny bitew i potyczek są bardzo dobrze napisane. Ogólnie to autor ma przyjemny styl, który mam nadzieję z czasem stanie się jeszcze lepszy. Choć w książce nie znajduję się dużo humoru, to było kilka scen, które mnie bardzo rozbawiły.
Moje największe zastrzeżenie co do tej książki dotyczy tego, że jej poziom był bardzo nierówny. Pierwsza połowa była dla mnie bardzo nudna, miałam wrażenie, że nic się w niej nie działo. Spowodowane to było bardzo monotonną akcją, wszystko kręciło się wokół rzeczy typowo militarno/wojskowych, a całość skupiona była na dwójce głównych bohaterów bez zbytniego zaangażowania oraz rozwoju innych postaci. Przez pierwsze 300 nie pojawiła się również żadna magia, dlatego czytało się to bardziej jak powieść militarną niż fantasy. Na szczęście na ratunek przybyła druga połowa, która uchroniła „Tysiąc imion” przed staniem się największym książkowym rozczarowaniem roku.
Dopiero w okolicach 300 strony książka się rozkręca i w końcu zaczyna dziać się coś ciekawego. Akcja staje się o wiele bardziej zróżnicowana, nie skupia się już tylko na samych wojskowych sprawach, rozwijają się postacie poboczne oraz relację między nimi, wprowadzeni zostają też nowi bardzo ciekawi bohaterowie. A co najważniejsze, pojawia się magia, i dopiero wtedy można dowiedzieć się, na czym mniej więcej ona w tym świecie polega. Okazało się, że jest bardzo interesująca, dlatego mam nadzieję, że będzie jej o wiele więcej w następnych częściach. Druga połowa „Tysiąca imion” była tym, czego po tej książce się spodziewałam i żałuję, że cała powieść nie była tak dobra. Co do samej fabuły to była miejscami dość przewidywalna, ale nie popsuło mi to przyjemności z czytania.
„Tysiąc imion” Django Wexlera podobałaby mi się o wiele bardziej, gdyby pierwsza połowa przypominała bardziej drugą lub gdyby była odrobinę krótsza. Widać, że w tym świecie jest jeszcze wiele historii do opowiedzenia, dlatego z radością sięgnę po następną części. Przez moment nie byłam pewna czy chcę kontynuować tę serię, ale po świetnej drugiej połowie książki, która bardzo mnie zaintrygowała, na pewno to zrobię i nie mogę się tego doczekać. Mam nadzieje, że następne części będzie zawierać więcej magii i więcej moich ulubionych bohaterów i że z każda następną powieścią, seria będzie stawać się coraz lepsza.
Komentarze
Prześlij komentarz